Spojlery i nasze wrażenia po "Oppenheimerze". "Film, w którym działa absolutnie wszystko" #OnetAudio

O serialach - Un podcast de Onet - Les vendredis

W specjalnym odcinku podcastu "O serialach" wzięliśmy na tapet "Oppenheimera" w reżyserii Christophera Nolana. Czy warto obejrzeć go w kinie? Jakie są jego dwa minusy? I czy to prawda, że zdjęcia nakręcono w jedyne 57 dni? — To film totalny — podsumowuje redaktor naczelny Onetu. Uwaga, spojlery! — Polecam Państwu poczytanie o historii bomby atomowej przed pójściem do kina — mówi Bartosz Węglarczyk — O głównych bohaterach tego filmu, bo to nie jest jedynie Robert Oppenheimer. To też Edward Teller, Albert Einstein, który się pojawia w filmie, Klaus Fuchs, czyli radziecki szpieg, który pracował w Los Alamos. To są wszystko niesamowite postacie historyczne i każda z nich miała ogromny wpływ na to, jak powstała bomba atomowa i energia nuklearna, tak ją dzisiaj rozumiemy. Warto poznać te wątki przed pójściem na film, żeby wiedzieć, dlaczego te osoby się tam pojawiają. — Mam dwa problemy z tym filmem. Jeden minus to to, że w pewnym momencie pojawił się huk jako efekt dźwiękowy, który mnie bardzo wystraszył, a dwa — bardzo przehypowana była kampania promująca moment wybuchu samej bomby — wyjaśnia Piotr Markiewicz — Jeśli to są dwa jedyne zarzuty, to uważam, że jesteśmy w bardzo dobrym miejscu, jeżeli chodzi o ten film — dodaje. — Po obejrzeniu tego filmu mam wrażenie, że fajnie zobaczyć go na dużym ekranie, choć niekoniecznie musi być to IMAX. Dużo ważniejszy jest w tym filmie dźwięk, który buduje jakieś 60 proc. całego klimatu tego filmu — wyjaśnia Piotr Markiewicz, a Bartosz Węglarczyk dodaje: — Powiedziałbym nawet, że ważniejszy wizualnie wśród filmów Nolana był "Interstellar" i "Dunkierka". Duża część "Oppenheimera" składa się po prostu z rozmów ludzi. Czytałem gdzieś recenzję, że to pierwszy film w historii, w którym rozmowa dwóch fizyków jądrowych jest pokazana jak thriller. Masz cały czas poczucie, że oni dyskutują o tym, czy świat będzie dalej istniał, czy nie. — Scena wybuchu nie następuje jako kulminacja filmu, pojawia się między drugim a trzecim aktem. Jest właściwie wstępem do trzeciego aktu, który jest o wiele ważniejszy, bo pokazuje ponurą stronę władzy — mówi Piotr Markiewicz — Jest o charakterach ludzkich, potędze i władzy, która deprawuje i niszczy.